Lubliniec - Ocalić od zapomnienia

Wspomnienie - dr Kazimiera Marxen

Dr Kazimiera Marxen mniej mi jest znana, wiem że była przez cały czas lekarzem oddziału żeńskiego. Proszona o radę czy pomoc lekarską przez personel i ich rodziny, nigdy nie odmówiła, przez co zasługuje na wielkie uznanie. Cała grupa ówczesnych maluchów zawdzięcza jej wyzdrowienie, a niejednokrotnie uratowanie od śmierci. W ciężkich wypadkach choroby odwiedzała chorych bez proszenia i późnym wieczorem. Nieraz potrzebowała pomocy lekarskiej rodzina personelu zamieszkała na wsi i rzadkością było zdobyć samochód do dyspozycji. Nie przeszkadzało jej, gdy zwykle późnym wieczorem przyjeżdżano furmanką, nie zawsze bryczką. Podróżowała czasem i na siedzeniu wymoszczonym słomą.


Dr Marxen stoi pierwsza po lewej stronie wśród lekarzy Zakładu

Już nie jako pediatra, ale jako dentysta stała się dla personelu i ich rodzin - sławna. W mieście na początku nie było długo dentysty, a zwykle czekano z bólem zębów do wieczora, gdy nie pozwalał zasnąć. Dosyć pracy miała z chorymi w szpitalu bez odpowiedniego sprzętu (dopiero po latach zdobyto stary, nieskompletowany fotel dentystyczny.

Dla pani doktor Marxen usunięcie zęba nie było problemem, jednak oszczędzała każdy ząb, który dało się uratować. Przy okazji chciałbym wspomnieć o dentystyce w pierwszych latach (po 1922r) w szpitalu. Jak wspomniałem dentysty w mieście nie było. Ekstrakcje zębów u chorych dokonywał dr. Ratka. Nie zawsze miał na to czas, by bawić się zębami i przysposobił do tego nadpielęgniarzy. Tak się już później utarło, że personel już nie obarczał dr Marxen i bawiono się w dentystę-partacza. Często się zdarzało, że później dr Marxen musiała po takich pielęgniarskich zabiegach - usuwać korzenie. Miałem takie zdarzenie, że w nocy wyrwałem ząb koledze, który po zabiegu zasnął, a rano przebudził się z zakrwawioną poduszką. Znów dr Marxen musiała wkroczyć i z jej pomocą zatamowano krwawienie. Od tego czasu byłem ostrożny i powoli redukowałem moje dentystyczne zabiegi.


Gabinet dentystyczny w okresie II RP - zdjęcie poglądowe

Uzupełnienie.

Wydaje się, informacja o braku dentysty po 1922r. dotyczy głównie Zakładu, nie zaś samego miasta. W Lublińcu prawdopodobnie przez cały czas okresu międzywojennego (a nawet wcześniej bo od 1911r) przyjmował na lublinieckim rynku pan Czesław Trzaska Durski (być może także w innej lokalizacji - ale głównie pod nr 9).

 

Znalazłem także informacje, że w Lublińcu pod koniec lat 20-tych mieszkał dentysta Schindler, który być może pochodził z Wrocławia. Nie znalazłem informacji, gdzie przyjmował pacjentów (być może wcale). Wiadomo, że przez pewien czas mieszkał w hotelu "Antonika" i tam też zmarł w 1930r. Jednak faktycznie, przynajmniej w latach 20-tych, musiało być ciężko z dentystami, nie tylko w Lublińcu, ale i w okolicy, skoro, jak podawały gazety w 1931r. pojawiali się wędrowni dentyści, którzy świadczyli swoje usługi w domach pacjentów. W 1932r. na lublinieckim rynku pod numerem 3 - swoją praktykę dentystyczną otwarła pani Marta Żukowska.

W połowie lat 30-tych (księga adresowa na rok 1933/1934) znajdziemy w Lublińcu już czterech dentystów - w tym dwóch na rynku: Durski Czesław pod nr. 9 i Jan Tylewski pod numerem 8, a także Józefa Szeffsa (Mickiewicza 14) i Franciszka Tiffert (Powstańców 1).

Zaś z informatora z 1937r. dowiadujemy się, że do kolejnym lekarzem dentystą, który otwarł swoją praktykę w naszym mieście jest pani Helena Wilkowska (Rynek 3). Zaś dentysta Jan Tylewski zmienił lokalizację swojego gabinetu, podobnie jak Józef Szeffs.

I na koniec jeszcze słowo o pani dr Marxen. Jako dentystka Zakładowa - taką funkcję pełniła od momentu rozpoczęcia w Zakładzie pracy - czyli od grudnia 1925r. do połowy 1929r. - wykonała prawie 500 ekstrakcji zębów, 236 zaplombowań i 321 innych zabiegów dentystycznych. Swoją drogą ciekawe, czy w tych statystykach znajdują się zabiegi wykonane przez dentystów- partaczy, których wspomina pan Filip Kaczmarczyk:).