Lubliniec - Ocalić od zapomnienia

Kapliczka św. Jacka

Legendy mają to do siebie, że często zawierają jakąś prawdę historyczną. Jedną z legend, która ostatnio mnie zaintrygowała jest ta związana z koszęcińską kapliczką poświęconą św. Jackowi.


Św Jacek - w koszęcińskiej kapliczce

Oto ona, w wersji zapisanej przez pana Jana Myrcika:

"To działo się chyba w początkach XIII wieku. Koszęcin już na pewno istniał i rządzony był przez Piastów Opolskich. Nasi przodkowie płacili już wówczas pewien podatek dla kościoła w Kamieniu Śląskim pod Opolem. Właśnie w tej miejscowości urodził się pod koniec XII wieku święty Jacek, o którym będzie ta legenda. Ten wielki święty miał prawdopodobnie krewnych na koszęcińskim zamku, których być może w dzieciństwie odwiedzał. Później, kiedy już został księdzem w zakonie Dominikanów, wybrał się daleko od rodzinnych stron, gdzieś na Litwę i Ruś, aby tam nawracać lud do Boga. Kiedy Jacek dotarł tam wraz ze swoimi towarzyszami, zobaczył spustoszone kraje. Trwały tam niekończące się wojny. Wojska tatarskie napadały na miasta i wioski i paliły dobytek ludzi. Prześladowali także misjonarzy, a wielu z nich zabili, rabując później wszystkie świętości z kościołów. Święty Jacek nauczał przez dłuższy czas w Kijowie, do którego to miasta zbliżały się hordy tatarskie, niosąc z sobą zniszczenia i śmierć. Trzeba było św. Jackowi wraz ze swymi pomocnikami uciekać. Zabrali ze sobą drogocenne kielichy i monstrancje, i nocą opuścili miasto. Droga była długa i trudna. Szli przez gęste bory i zarośla, przez podmokle poła i piaszczyste wydmy. O chłodzie i głodzie szli na zachód. Po kilku tygodniach bardzo męczącej drogi znaleźli się w okolicach Koszęcina. Ale wojska tatarskie już ich dopędzały, chcą złupić ich skarby. Nie było innej rady jak czem prędzej ukryć niesione ze sobą świętości. Na skraju lasu, przy dzisiejszej ulicy prowadzącej na Piłkę znaleźli głęboką jamę prowadzącą w głąb ziemi. Tam pośpiesznie ukryli skarby, miejsce starannie zamaskowali i uciekali dalej i dalej. Tatarzy przez dłuższy czas przebywali na naszych ziemiach, a kiedy zostali stąd przepędzeni, zakonnicy wracali z powrotem na wschód. Po drodze szukali bezskutecznie miejsca gdzie ukryli skarb. Pewnego wieczoru, kiedy zmęczeni zasiedli przy ognisku, zobaczyli w oddali wielką łunę jakby na ziemię spadła ognista kula. Było to niespotykanie zjawisko, które wędrowców bardzo przestraszyło. Mówili jeden do drugiego: co by to mogło być? czegoś podobnego w życiu nie widzieli. Po pewnym czasie przełamali strach i pośpiesznie udali się tam gdzie „świeciło". Dziwne światło wychodziło z głębokiej niszy, w której zostawili kielichy i monstrancje uchodząc przed Tatarami. Radość była ogromna. A kiedy okazało się, że nawet hostie święte, umieszczone w kielichach są świeżuteńkie i białe jak śnieg, padli wszyscy na kolana, zanosząc do Boga dziękczynną modlitwę. Także mieszkańcy Koszęcina dowiedziawszy się o tym wydarzeniu, coraz częściej chodzili się tam modlić. Miejsce to uchodziło za święte. Postawiono tutaj po latach piękną kapliczkę z figurą św. Jacka, aby wszyscy wiedzieli, że jest to miejsce, gdzie przed wiekami zaświeciły boskim światłem ukryte w kielichach hostie."

Spróbujmy się przyjrzeć bliżej legendzie i postarajmy się odsiać to co prawdziwe (na ile to możliwe) od tego co jest tylko barwną historią nie mającą potwierdzenia w faktach.

Legenda informuje nas, że na początku XIII wieku istniał już Koszęcin. Być może jakaś osada w tym miejscu i w tym czasie funkcjonowała, ale nie da się tego niestety potwierdzić w żadnych źródłach. Pierwsza wzmianka o Koszęcinie pochodzi z dokumentów biskupa Pawła z Przemankowa z 1277r. więc zdecydowanie później niż toczy się akcja legendy (najazd Mongołów na Śląsk 1241r). W dokumencie biskupa Pawła  - faktycznie pojawia się informacja, że dziesięcina oraz odpusty ze wsi Koszęcin(Cossencyn) ma zostać przekazywana na rzecz kościoła i parafii w Kamieniu (Kamen). Pojawia się więc podobnie jak w legendzie - kościół w Kamieniu. Jednak bynajmniej nie chodzi o Kamień Śląski - tylko o Kamień - dzisiejszą dzielnicę Piekar, w której to osadzie w październiku 1277r. biskup Paweł z Przemankowa dokonał konsekracji nowego kościoła. Do nowo powstałej parafii dołączono między innymi Piekary, Orzech, Bobrowniki, czy Żychcice.


Kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Kamieniu (Piekar Śląskich)
- wybudowany w 1899r. na miejscu starego kościoła poświęconego w 1277r.

Dalej dowiadujemy się, że głównym bohaterem legendy jest św. Jacek, który wybrał się na Ruś, do Kijowa, gdzie nauczał przez pewien czas, a gdy hordy tatarskie podeszły pod miasto opuścił je zabierając ze sobą monstrancje i drogocenne kielichy. Jest prawdą, że św. Jacek w czasie swoich wypraw wraz z kilkoma dominikanami  dotarł w 1228r. do Kijowa. Na ziemi Ruskiej przebywał najprawdopodobniej do 1232r. kiedy to wyruszył na kolejną misję na Prusy. Wrócił z niej do Krakowa około 1242r. (czyli już po najeździe mongolskim). Zaś dominikanie w 1233r. zmuszeni byli opuścić Kijów i już do niego nie powrócili. Tak więc nie ma możliwości by w 1240r. kiedy wojska mongolskie prowadziły oblężenie Kijowa - przebywał w nim św. Jacek.


Kościół św. Jacka i klasztor Dominikanów w Kijowie

Wiemy więc już, że wśród uciekających przed Mongołami przez Koszęcin zakonników w 1241r. nie mogło być św. Jacka.

Ale czy dominikanie mogli tą drogą w tym czasie podążać? To wydaje się możliwe. Mongołowie po zdobyciu Kijowa, zimą 1241r. ruszyli na Węgry i Polskę i Śląsk. Już w lutym zdobyli i zniszczyli Sandomierz, gdzie od 1226r. działali dominikanie. Podobnie miesiąc później padł Kraków, w którym także przebywali dominikanie. Nie jest więc niemożliwe, aby zakonnicy z tych miast - ewakuowali się z nich i w obawie przed hordami tatarskimi udali się w kierunku Wrocławia. Miasta, w którym przeorem klasztoru dominikanów był wówczas brat Czesław (uważany za krewniaka św. Jacka).


Błogosławiony Czesław - krewniak św. Jacka, opat klasztoru we Wrocławiu

Jednak czy trasa jaką poruszały się w 1241r. oddziały mongolskie wiodła przez Koszęcin na Wrocław? Chyba nie. Gdy Mongołowie zdobyli Sandomierz  - swoje wojska podzielili na dwie armie. Większa od razu pomaszerowała pod Kraków, zaś mniejsza pod wodzą Kajdana ruszyła na ziemię łęczycką i Kujawy. Wracając pod Kraków - spalili Sieradz, a następnie szli przez Wieluń, Mstów, Koziegłowy, być może także Lubliniec i Woźniki (w obu miejscowościach wg. legend Tatarzy zdobyli i zniszczyli zamki). Możliwe też, że jakieś oddziały dotarły na teren dzisiejszego powiatu lublinieckiego, gdy po zdobyciu Krakowa 1 kwietnia wojska mongolskie ruszyły na Opole drogą przez Olkusz i Bytom.


Trasa wojsk mongolskich w 1241r. na terenie Rusi, Polski i Śląska

Czy prawdopodobne jest, że uciekający przez mongolską nawałą zakonnicy - zakopali pod Koszęcinem część swojego dobytku? Istnieje taka możliwość. Zagony tatarskie poruszały się szybko, a jakiekolwiek ciężary pewnie spowolniały wędrówkę dominikanów. Mogli więc zakopać to co przeszkadzało im podczas marszu.

Co ciekawe, w legendzie o św. Jacku w Koszęcinie - pojawia się łuna/kula ognia w miejscu zakopanego skarbu. Ognista kula/słup pojawia się też w legendzie o błogosławionym Czesławie, który ratuje w niej Wrocław przed Mongołami. Być może jest to odprysk kultu błogosławionego Czesława jakim otaczany był na Śląsku od śmierci w 1242r. a który zamarł - po kasacie zakonu w Prusach w 1810r.

Warto jeszcze dodać, że wg. innych legend - św. Jacek przebywał około roku 1246r. całkiem niedaleko Koszęcina - bo w Bytomiu (konkretnie na Rozbarku). O św. Jacku zachowała się także legenda z okolic Czeladzi.


Kościół pw. św Jacka na Rozbarku (dzisiaj dzielnica Bytomia)

Mongołowie powrócili jeszcze na tereny Polski i Śląska na przełomie 1259/1260r. Najazd ten miał mniejszy zasięg niż poprzedni jednak oddziały mongolskie dotarły pod Bytom, a niektórzy uważają, że nawet pod Opole. Co prawda św. Jacek już wtedy nie żył - zmarł bowiem 15 sierpnia 1257r. jednak dla dominikanów spotkanie z Mongołami było równie tragiczne jak ćwierć wieku wcześniej. W Sandomierzu zginęło z rąk tatarskich wraz z ludnością cywilną prawie 50 zakonników z błogosławionym przeorem Sadokiem. Być może to wtedy miało opisane w legendzie zdarzenie, oczywiście także niestety bez udziału św. Jacka.


Wojska mongolskie

Jak można więc zauważyć w legendzie o św. Jacku, która związana jest z koszęcińską kapliczką niewiele owej prawdy - więcej półprawd, czy wręcz nieprawd. Nieznana jest niestety  - data powstania zarówno kapliczki jak i legendy. Być może jej powstanie związane jest zupełnie z inną historią, która na przestrzeni czasu zmieniła swój charakter i treść. Pan Czesław Tyrol opisuje taką historię związana z tą kapliczką: "Dodom, że w 1967 roku kapliczna stała w miejscu obecnej drogi (do połowy ) i tam był zakrynt. Obok kapliczki rosły 2 lipy i jedyn jesion o pierśnicy o. 70-120 cm, które zostały wycięte przez drwali Bolesława Zyski i Kandzie Bernata w 1967r. Kapliczka została podkopano i przesuniynto o 8m. na saniach zrobionych w tym celu przez para koni. Drwale byli pracownikami nadleśnictwa Koszęcin i zrobili to jako fucha. Jadąc przypadkowo ul Dąbrówki nadleśniczy E.Walisko, przyłapał ich, W. Zyska powiedzioł: robiymy to ku chwale ojczyzny i Boga. Nadleśniczy odrzekł: to robcie chopy dalyj."


Kapliczka św. Jacka w Koszęcinie

Mimo, wszystko kapliczka pw. św Jacka w Koszęcinie - to jedna chyba jedyna kapliczka na terenie naszego powiatu poświęcona temu świętemu, którego kult, podobnie jak i błogosławionego Czesława - był bardzo żywy i popularny na Śląsku. I dlatego cieszę się, że przetrwała i przypomina o nam o tych postaciach, które były tak ważne dla historii Śląska i tej części Europy.

Na podstawie:
Jan Myrcik - Legendy koszęcińskie
Jan Myrcik - Koszęcińskie kościoły i kapliczki
Franciszek Maroń - Rozwój sieci parafialnej diecezji katowickiej do końca XV w.
Antoni Barciak - "Święty Jacek Odrowąż i dominikanie na Śląsku"
Marian Kanior OSB - "Jacek Święty Dominikanin"
Historia, kultura i sztuka dominikanów na Śląsku 1226-2013,
Wspomnienia - Czesław Tyrol
Zdjęcia - Bartek Zbączyniak
Kuraś Stanisław - Materiały do dziejów Kościoła w Polsce tom. 1