Lubliniec - Ocalić od zapomnienia

Internowani

Powoli zbliżam się, w moim Projekcie Grobla, w opisie starodrzewia  nad stawem Posmyk, ku zakończeniu tej przygody. Niewiele takich drzew, którym nie poświęciłam paru zdań, pozostało w tym oto miejscu. Wszystkie dostojne, wiekowe, egzemplarze zostały przeze mnie nazwane, wyeksponowane, mam nadzieję, że trochę spopularyzowane. Nie są już takie bezimienne, zapomniane. Choć nadal niezaopiekowane. Wśród tych, których jeszcze nie przywoływałam, pozostały dwa smukłe, wysokie, dęby, rosnące nad wodą, w lekkim oddaleniu, odseparowaniu (co nasunęło mi pomysł Ich nazwania) od opisanej już wcześniej grupy nazwanej Brzeg Zacnych Ludzi. Pamiętacie - leżący w wodzie Juliusz Ligoń, poeta, potem Reszka Karol, tutejszy nauczyciel, Walenty, wiadomo, Roździeński, zaraz obok Ojczysty Śląsk, potem znana i ważna dla dzielnicy Postać, której imię jeszcze nie zostało wypowiedziane, choć wiadomo kto zacz oraz jako ostatni w tym szeregu, Ten, co odzyska Staw Posmyk dla Majątku  Miasta. Pomyślałam o nich, skoro ta sekwencja szeregu drzew nad brzegiem stawu dostała taką nazwę, to te dwa pozostałe, lekko od tej grupy oddalone samotniki, muszą należeć do grona tych Zacnych, znaczących. A jeśli tak, to patrząc na to ich, w pewnym stopniu, symboliczne odosobnienie, już jakiś czas temu przywołałam z pamięci, utworzony na początku 1982r., w dawnej Silesianie, Ośrodek Internowania w Kokotku dla działaczy Solidarności. Przetrzymywano w nim w sumie około 187 osób, jednych zwalniano do domów w świetle telewizyjnych kamer (propaganda z  telewizyjnych serwisów państwowej tv była wówczas ważnym elementem rozgrywania polityki, co niestety nie zmieniło się do dziś), innych po cichu, bez szumu. Przetrzymywanym tutaj, nie było źle z uwagi na dość wysoki standard ośrodka, jednakże nie rzecz w wygodach lecz w samej opresji zastosowanej wobec ludzi, którzy sprzeciwili się ówczesnej władzy i odważnie, co w tych czasach nie było łatwe, w imieniu milczącej większości, przeciwstawiali się władzy. Z etosu tamtej Solidarności do teraz, nie pozostało, w moim mniemaniu, wiele. Po drodze wszystko rozmieniło się „na drobne”. Ale pamięć o odważnych ludziach tamtych lat, gdy o tę odwagę, odrębne zdanie i podniesioną głowę, było niezwykle trudno, a konsekwencje wyłamania się z szarego szeregu były czasem dużo gorsze, niż kilkumiesięczne internowanie, powinna w nas pozostać i być przywoływana w stosownych uczynkach, postawach, wydarzeniach, gestach. Takim gestem mogło być w naszym mieście nadanie nowemu bulwarowi, w 40. rocznicę powstania Solidarności, imienia lokalnego, zasłużonego działacza z tamtego okresu. Nie wykorzystano tej okazji. Niektórzy nie lubią  „grzebać się” w historii, odwoływać do korzeni, pielęgnować lokalne więzi. Tkwić w czasach minionych  za mocno, stać w miejscu zamiast maszerować naprzód, z pewnością jest źle. Ale przyzwoicie jest wiedzieć i szanować te postaci i te wydarzenia, które ten marsz kiedyś  umożliwili. Dlatego też, ku pamięci, dla mnie od teraz, te dwa drzewa, dwa okazałe samotne dęby, będę nazywała Internowani. Miłośnikom drzew w tej grupie i tak ogólnie wszystkim czytającym, dalekim od powyższych dywagacji, myślę że nie będzie ta nazwa przeszkadzała.

Tekst i zdjęcia:
Elżbieta Sokołowska